(003) JORJA SMITH - LOST AND FOUND (2018)

czerwca 19, 2018


Zupełnie nie spodziewałem się, że będzie mi dane usłyszeć kiedyś kogoś kogo głos będzie mi przywodził na myśl taki talent jak Amy Winehouse. Jednak stało się to za sprawą tej zaledwie dwudziestoletniej angielskiej wokalistki. Wyczekując albumu byłam pewna, że bedzie to rzecz dobra i absolutnie, moja intuicja nie zawiodła.


Szczerze ujmując, nie pamiętam już dokładnie jak usłyszałem o Jorja Smith, jednakże wiem, że to musiało być w jakieś zimowe popołudnie w Berlinie, gdy przygotowywałem się do performansu na Fashion Weeku albo możliwe, że był to wieczór, gdy z moją najlepszą, ówczesną współlokatorką odgrzewaliśmy mrożone vege pizze i grzebałyśmy w spotify. Dobrze kojarzę również ,,moment olśnienia", który poczułem, gdy pierwszy raz usłyszałem kawałki Blue Lights i On My Mind. Jakiś czas później przeczytałem na instragramie wokalistki, że szykuje się długogrający album, więc naprawdę byłem ciekaw. Wiedziałam, że będzie to świetna kompozycja i nie tylko się nie zawiodłam, ale efekt końcowy przerósł moje oczekiwania.

Krązek otwiera tytułowy utwór, czyli Lost and Found. Niezwykłe głosowe impresje z symbolicznym tekstem i do tego barwa od razu przywodząca na myśl Amy Winehouse to idealna propozycja na otwarcie albumu. Świetny wybór. Teenage Fantasy opowiada o nastoletnim zafascynowaniu, ale dzięki swojemu klimatowi niechybnie nie jest tylko próbą wspominania przeszłości. Dla mnie przywodzi na myśl początek właściwie każdego uczucia, właściwie niezależnie od wieku. Idealizowanie, chociaż jest szerzej omawiane - najczęściej w tonie żartu - w przypadku nastolatków to tak naprawdę jest to jeden z bardziej charakterystycznych etapów większości relacji, czy związków opartych na aspekcie romantycznym. Utwór Where Did I Go? otwiera delikatne pianino, które potem kontynuuje zaznaczanie swojej obecności w tle, gdy wchodzi rytmiczny wokal Jorja. Refren ma świetny flow, który idealnie współbrzmi z głosem wokalistki. Dzięki muzyce piosenka sprawia wrażenie bardzo lekkiej. February 3rd jest jak dotąd najbardziej eterycznym momentem albumu. Utwór opowiada o relacji, w której jedna strona daje z siebie w relacji dużo więcej niż druga. Słyszymy refleksje nad sensem poświęcenia w tym kontekście. Brzmi to jakby chęć uratowania relacji, desperackie proszenie drugiej osoby o to, by dała z siebie coś więcej. On Your Own znowu przenosi nas do Amy Winehouse z czasów Frank (2003). Niechybnie, najmocniejszą stroną tej świetnie brzmiącej piosenki jest refren. Skupiamy się tutaj na rozstaniu, które jednak nie przynosi smutku, a bardziej żal do drugiej osoby i jest swoistego rodzaju wyzwoleniem się z toksycznej relacji. Ciekawym i bardzo pozytywnie wpływającym na odbiór utworu elementem są też głosy w tle wprowadzone w ostatniej fazie tej kompozycji. 


Kawałek The One skupia się na nastawieniu do perspektywy głębszej relacji. Wydaje się, że wokalistka śpiewa o tym, że zaangażowanie jest niebezpieczne, wywołuje więcej problemów niż korzyści i stara się przez odrzucenie przykryć niepewności i lęki powodowane osobami o takim przeświadczeniu. Utwór tekstowo i brzmieniowo jest raczej prostszy od pozostałych kompozycji i wydaje się być pewnego rodzaju przerwą wśród nieco bardziej złożonych utworów, na które składa się album. Wandering Romance zaczyna się w klimatach bardzo raperskich. Najpierw słyszymy odzywający się w tle, charakterystyczny głos, a później również bit staje się ,,hip-hopowo" rytmiczny. Najlepszymi momentami tej piosenki są właśnie te, gdy rytm stukająco wybrzmiewa. Ma się wrażenie, że za chwilę zacznie się część raperska, jednakże ona nie następuje. Ciekawy zabieg, jednakże nie wiem, czy jest on potrzebny. Nie znajduję wytłumaczenia dla tego działania ani nie czuję go samego w sobie, więc nie do końća mnie ono przekonuje. Blue Lights to jedna prawdopodobnie moja ulubiona piosenka Jorja, więc bardzo ucieszył mnie fakt, że znajdzie się on na jej debiutanckiej, długogrającej płycie. Uwielbiam zmiany w głosie, wysokości, przepływanie między tonami, wrażenie wielokanałowości utworu, a także generalnie rzecz ujmując cały flow tej piosenki. Skupiamy się tutaj na motywie przemocy, zmarnowanej młodości i ogólnym strachu przed policją, która może wydać swój osąd pierwsza. Bardzo ciekawa zmiana tematyczna, która nieco odświeża po tylu kawałkach związanych stricte z miłością i związkami. 



Lifeboats (Freestyle) to cholernie ciekawa kompozycja. Bardzo lubię lekko rapowane fragmenty oraz filozoficzny temat, który został brzmieniowo idealnie ,,wygładzony" dzięki czemu piosenki słucha się z przyjemności i bez uczucia przytłoczenia ciężarem tematu. Bardzo pasuje mi Jorja Smith w wydaniu bardziej soulowym, subtelnym, więc także Goodbyes przypadło bardzo do mojego gustu. Klimatyczna gitara wzmaga tylko efekt emocjonalnego poruszenia. Momenty, gdy wokalistka wznosi się głosowo wyżej przerywają lekką, relaksującą monotonię i czynią dźwięki idealnie zgrane z tematem utworu. Zaczyna od wspomnień pozytywnych sytuacji i przechodzi do opowieści o wątpliwościach po czym jej głos maluje wyżej historię pożegnania, rozstania i żalu. Tomorrow jest pewnego rodzaju pointą jeśli chodzi o zmiany w wokalu piosenkarki. Refrenu magii przydaje radykalna zmiana, którą słyszymy. Utwór ten nieco przypomina numer jedenaście - również skupiamy się tutaj na pożegnianiach i rozstaniach. Jednak, tutaj więcej mówi się o chęć pracy nad relacją, próbę jej uratowania. Nie pożegnam się, nie będę nawet płakać. Jutro wszystko się rozwiąże. W tym utworze zdecydowanie więcej jest nadziei. Nie jest ona tak definitywna w swoim przekazie. Lost and Found zamyka piosenka Don't Watch Me Cry. Oglądanie czyichś łez może przywodzić na myśl bardzo bliską relację, brak tajemnic, intymność. Nie patrz, gdy płaczę - może to dotyczyć zamknięcie, stracone zaufanie i niechęć do emocjonalnego obnażania. Nie mówimy tutaj o płaczu z powodu opuszczenia, czy porzucenia. Większy ból przynosi myślenie o tym, co mogło być. Mocny, silnie emocjonalny akcent na koniec.

Płyta jest naprawdę świetnym debiutem, który intryguje nie tylko wyjątkową barwą głosu wokalistki, ale też ciekawymi zabiegami muzycznymi. Płyta jest w większości - mimo ciężkej warstwy emocjonalnej - brzmieniowo lekka, dzięki czemu lepiej się jej słucha właściwie bez względu na nastrój. Muszę przyznać, ma też swoje wady, jak np. umieszczenie w trackliście utworu Blue Lights, który chociaż jest moim ulubionym to tematycznie wydaje się niespójny. Dodatkowo, mam trochę problem z przyjęciem niebanalnego, chociaż bezsensownego raperskiego sznytu w Wandering Romance. Mimo wszystko, jest to bardzo udany debiut i mam nadzieję, że Jorja Smith dopiero się na tym rozkręca i nie raz jeszcze usłyszymy o jej muzycznych dokonaniach.

Ocena:  / 5
Najlepsze utwory: Blue Lights, Don't Watch Me Cry, On Your Own
Najsłabsze utwory: The One



You Might Also Like

0 komentarze